III Brydżowy Ogólnopolski Obóz Młodzieżowy
Polskiego Związku Brydża Sportowego

Rogowo, 16 - 30 sierpnia 2003

CZUJNY JAK MAJAK, CZYLI KTO NASTĘPNY ?


Drugiego dnia szef Obozu udał się do kaowca w ośrodku i wyzwał ich na mecze "we wszystko". Piłka nożna - proszę bardzo; siatkówka - jesteśmy gotowi; tenis czy tenis stołowy - nam za jedno; szachy - ilu mamy wystawić, czy starczy wam szachownic ? poranne marszobiegi ... nie, tego chyba by brydżystom nie zrobił ... choć, kto go tam wie. Ponieważ po kolejnych 2 dniach nie było żadnego odzewu, sam zaczął szukać. Nie da się ukryć, nie szukał łatwych rozwiązań. Pierwszy napatoczył się mieszany, kondycyjny obóz capoeiry ( brazylijska sztuka walki ) i karate z Żagania. Znalazł trenera i ... nie wiadomo dokładnie, co powiedział ... ale karatecy odwołali wszelkie zajęcia i przyjęli wyzwanie. Ustalono warunki: drużyny 11-osobowe, pełnowymiarowe boiska i bramki, 2 X 30 min., zawodnicy w wieku 16-19 lat, nie przeklinamy na boisku ( sic ! ). Drużyny udały się na mecz ze swoimi kibicami ( brydżyści, głównie dzięki zwartej i bardzo głośnej grupie ze Skwierzyny natychmiast przekrzyczeli przeciwników ), nasi wręczyli przeciwnikom koszulkę i karty, przeciwnicy podali naszym dłonie i mecz się rozpoczął. Pierwszy skład, oparty głównie na Łodzi i Warszawie ( w tej kolejności ! ) szybko zapewnił sobie prowadzenie 4:0. Tu w szeregi przeciwników zaczęło się wkradać zniechęcenie. Pierwszy zauważył to Marcin Majak, kapitan drużyny brydżystów i zaczął wpuszczać na boisko najmłodszych. Najpierw 12-latka Kacpra Wilczaka, który - na nieszcęście - tak zakręcił dwukrotnie od siebie roślejszymi obrońcami przeciwników, że o mało solo nie strzelił kolejnej bramki. Wtedy na boisko wpadł partner Kacpra ze złotego teamu Mistrzostw Polski Młodzików 13-letni Michał Kania. Niestety, obraz gry się nie zmienił. W ostatniej rozpaczy, Majak wpuścił na boisko absolutnego debiutanta Bartka Śniadeckiego. I kiedy ten beztrosko hasał sobie po boisku, pozostali strzelili piątą bramkę. Wtedy do akcji przystąpił sędzia - nasz człowiek, nauczyciel z Żuromina, Adam Ejnik. Widząc całkowity upadek ducha karateków, "wydrukował" karnego. To już udało im się zamienić na bramkę. Nadzieja wstąpiła karatekom w serca i mecz można było dograć do końca. Jednak Majak, czujny jak żuraw, już do końca trzymał kogoś z młodzieży na boisku. W ten sposób udało się dowieźć zwycięstwo do końca i uniknąć walkowera, który mogłoby spowodować przedwczesne zejście przeciwników z boiska. Ostatecznie ten mecz zakończył się wynikiem 8:2. Na następny wyzwała na grupa "miejscowych" i tu już Marcin, nauczony doświadczeniem, od początku wstawił do składu kilku młodzieniaszków. W ten sposób wygraliśmy tylko 5:1 i następnych chętnych nie było. Ciekawe, co należy zrobić, żeby sobie pograć ? Wystawiać dziewczęta ?
z życia BOOMu

 

Wspomnienia z poprzednich letnich obozów brydżowych PZBS: 

Mazury 2001,  Muszaki 2002