W niedziele, 10 marca, zaczęła się najważniejsza impreza Wiosennych Mistrzostw USA - turniej teamow o puchar Vannderbildta. Na starcie stanęło ponad 100 drużyn. Pierwszego dnia należało tak zaplanować system rozgrywek, by wyselekcjonować dokładnie 64 drużyn. Amerykański patent na przystosowanie sytemu knock-out do liczby teamow nie będącej potęga dwójki (czyli rożnej od 4, 8, 16, 32, 64, 128, itd.) jest taki, ze pierwszego dnia teamy grupuje się w zależności od liczby teamow w grupy dwu-, trzy- lub czterozespołowe. Z każdej grupy odpada jedna drużyna. W grupie dwuosobowej jest to przegrany meczu 64-rozdaniowego, w grupie czterozespołowej, gra się po dwa mecze 32-rozdaniowe, przy czym zwycięzcy pierwszych meczów awansują od razu, a przegrani grają miedzy sobą w meczu ostatniej szansy. W grupie trzyzespołowej mecze grane są systemem każdy z każdym (można to zorganizować tak, by w danym momencie żadna z drużyn nie pauzowała) i na placu gry pozostają dwie najlepsze drużyny z trojki.
W pierwszym dniu nie było niespodzianek - nie odpadła żadna z faworyzowanych drużyn. Nie miały problemów "polskie" teamy: Welland z Balickim - Zmudzinskim, ani Furkacz z Kowalskim - Tuszynskim. Nasz team był zwolniony z tego dnia eliminacji (jako obrońca tytułu sprzed roku).
Niespodziankę sprawił nisko rozstawiony team w składzie Jerzy Stepka, Janusz Lysko, Jan Borychowski, Bogdan Swiatek. Dwaj pierwsi to polscy brydżyści, którzy wyemigrowali do USA kilkanaście lat temu, zaś Borychowski i Swiatek graja w drugoligowej Starce Poznan. Nasza drużyna była rozstawiona z jednym z ostatnich numerów, lecz pokonała team rozstawiony z numerem 28. To niespodzianka i na pewno sukces.