Szanghaj, 29 września - 13 października 2007

fotoreportaże

Relacje Sławka Latały

wyniki

Szanghaj

 czyli skrzyżowanie Marszałkowskiej i Alej Jerozolimskich pomnożone przez tysiąc

Czy wiecie, jaka jest podstawowa cecha Chińczyków?

Jest ich dużo.

Jeśli doświadczasz poczucia tłoku wchodząc do pociągu, to tutaj doświadczasz tego samego natychmiast po wyjściu z hotelu. Przejście dla pieszych jest tylko umownym znakiem i wskazówką dla kierującego dowolnym pojazdem, że raczej należy zwolnić, jeśli się nie chce zmniejszyć populacji tego ponad miliardowego narodu. Samochody ocierają się o Ciebie, nawet bez ostrzeżenia klaksonem. Jesteśmy już obeznani z tymi zwyczajami, wszak przebywamy tutaj już piąty dzień.

Przylot do Szanghaju zabrał nam blisko dobę, poprzez Frankfurt i Hong Kong, razem grubo ponad 10.000 km.

Jetlag dopada cię zazwyczaj trzeciego, bądź czwartego dnia. Jest to dziwne zjawisko związane głównie z przelotami na wschód. Dlaczego właśnie na wschód, zapytasz. To proste. Jeśli jedziesz na zachód, powiedzmy z różnicą czasu 6 godzin, to tak jak gdybyś pewnego dnia poszedł spać nie o 22, lecz o 4 rano. W naszym życiu często przeżywamy takie dni. Jesteśmy narodem towarzyskim i zabawy do rana nas nie zadziwią. Jeśli natomiast któregoś dnia kazano by ci zasnąć się o 16 po południu, to byłby kłopot. Wylądowaliśmy o 11.30 na Pudong International czyli o 5.30 naszego czasu. Sen w samolocie jeszcze nas utrzymuje przy życiu, ale jak zasnąć, powiedzmy, o północy, kiedy to dopiero 18.00 “naszego” czasu.

Po przylocie i kłopotach z zakwaterowaniem w naszym Merrylin Hotel, szykujemy się na Ceremonię Otwarcia. Pamiętam opowieści Stasia Gołębiowskiego z otwarcia ubiegłorocznych Akademickich Mistrzostw Świata w Tianjin, kiedy to w programie artystycznym występowała ponad setka Chińczyków, że o Chinkach nie wspomnę. Spodziewaliśmy się tysięcy Chińczyków, tudzież Chinek, wszak to Bermuda Bowl. Nic z tego. Kilka przemówień w dialekcie miejscowym, jedno w języku bardziej znanym wygłoszone przez Prezydenta WBF Jośe Damianiego, coś do przekąszenia, herbatka, paltocik i do domu. Z paltocikiem przesadziłem. Przy 280C o 22.00 wystarczyły nasze związkowe garnitury, żeby się zapocić jak w lipcu przy żniwach.

Nastroje w drużynach bojowe, gra przyzwoita, co pozwala powoli zacierać wrażenie po ostatnich Bermudach w Estoril. Nie będę się rozpisywał o grze naszych reprezentantach, Krzysztof Jassem wie lepiej co się dzieje na boisku i z wrodzoną swadą przekazuje stolikowe wrażenia na swojej stronie internetowej, ale będę przekazywał plotki i ploteczki z kuluarów Mistrzostw. No i oczywiście wrażenia wynikające z ryzyka przebywania w tym mieście niebywałych kontrastów.

 

z Szanghaju

Sławek Latała

3 października 2007