Dodatkowo na koszt własny
        udała się do Montrealu sporo grupa innych zawodników, w tym silny
        team Burgay–Mariani, Balicki–Żmudziński, Kwiecień–Pszczoła.
        Udział znanej włoskiej pary w polskim teamie wywołał spore
        zamieszanie. Mistrzostwa teamów, tzw. “Rosenblum Cup”, były zawsze
        turniejem, w którym mogli starować zawodnicy tylko z tej samej
        federacji. Panowie Burgay i Mariani, aczkolwiek oficjalnie członkowie
        PZBS, mają z naszym krajem i Związkiem niewiele wspólnego, co, oczywiście,
        wzbudzało liczne komentarze. Ostatecznie ich udział w polskim teamie
        został zaakceptowany przez WBF. Nie miało to jednak większego
        znaczenia, gdyż tuż przed rozpoczęciem zmieniono formułę teamów na
        “transnationals”. W tej formule też “Rosenblum Cup” ma być
        rozgrywany w przyszłości.
        Mistrzostwa w Montrealu
        rozpoczęły się od turnieju par mikstowych, gdzie bardzo dobre piąte
        miejsce zajęła para Małgorzata Pasternak–Konrad Araszkiewicz.
        Gratulacje!
        W eliminacjach turnieju
        teamów nasze drużyny zagrały bardzo dobrze. Burgay i Olański wygrali
        swoje grupy, a Kowalski zajął drugie miejsce. Również początek w
        fazie “knock-out”, do której przeszły 64 drużyny, rozpoczął się
        obiecująco. Wszystkie 3 teamy wygrały swoje mecze. W 1/16 doszło do
        bratobójczego pojedynku Kowalskiego z Olańskim. Wygrał Kowalski, ale
        niestety w 1/8, prawie bez walki oddał mecz słynnym Włochom z teamu
        “Lavazza” (którzy wygrali cały turniej).
        Tymczasem team Burgaya
        szedł jak burza. W półfinale grał z teoretycznie najsłabszym teamem
        z czwórki – reprezentacją Indonezji. Niestety, tu okazało się, że
        posiadanie bogatego sponsora, oprócz wielu zalet, ma też, niestety, i
        poważne minusy. Burgay postanowił wziąć sprawy w swoje ręce i grał
        prawie cały półfinał, odsuwając od gry Kwietnia z Pszczołą. Choć
        jest on dobrym zawodnikiem, tym razem nie miał najlepszego dnia i mecz
        został przegrany. Szkoda. Trudno przewidzieć, kto wygrałby finał
        Burgay–Lavazza, ale na pewno ten mecz byłby godzien finału, gdyż
        faktyczny finał z Montrealu przypominał momentami grę do jednej
        bramki.
        W finale turnieju par
        ostatecznie grało 5 naszych duetów. Po ciężkiej, 5-sesyjnej walce
        najlepsze miejsca zajęli: 5. Gawryś–Jassem, 7. Kowalski D.–Bizoń,
        8. Kwiecień–Pszczoła. Choć trzy polskie pary w pierwszej dziesiątce
        potwierdzają wysoką pozycję naszego brydża, to jednak chętnie
        zamieniłbym te 3 miejsca na jeden medal.
        Mistrzostwa w Montrealu
        pokazały dość ciekawą sytuację. W brydżu męskim bardzo słabo
        wypadli Amerykanie, natomiast w kobiecym fatalnie wypadła Europa. W
        pierwszej dziesiątce finału pań aż 9 par stanowiły Amerykanki.
        Honor Europy uratowała francuska para, zdobywając srebrny medal. Dużym
        zaskoczeniem była słaba postawa zawodniczek z Niemiec. Nie odegrały
        żadnej roli w turnieju teamów i żadna ich para nie awansowała do
        finału turnieju par.
        Mistrzostwa w Montrealu
        zakończyły tegoroczny udział naszych reprezentacji w oficjalnych międzynarodowych
        imprezach. Byliśmy jedną z nielicznych europejskich federacji, która
        była reprezentowana we wszystkich tegorocznych drużynowych
        mistrzostwach Europy i świata. Osobiście nie pamiętam, aby w jednym
        roku było aż tyle imprez: Ostenda, Salsomaggiore, Torquay, Brugge,
        Montreal. W sumie, dodając do tego udział w Grand Prix MKOl w Salt
        Lake City, PZBS wydał na oficjalne wyjazdy naszych reprezentacji
        znacznie więcej, niż wynosiła oficjalna dotacja z UKFiS (obecnie
        PKS). Środki na ten cel pozyskaliśmy od naszych sponsorów (“Prokom
        Software”, “Skandia”), za co im bardzo dziękuję, oraz ze środków
        własnych.
        W kraju odbyły się
        wszystkie 4 kongresy wakacyjne, tj. Sława, Sopot, Słupsk i Warszawa.
        Wielka chwała i gratulacje działaczom za to, że w tak trudnym roku
        udało się nie tylko przeprowadzić tak trudne imprezy, ale w Sławie i
        Sopocie nawet znacznie podnieść poziom organizacji czy zwiększyć pulę
        nagród.
        W ubiegłym roku,
        podczas Grand Prix Warszawy, odbyły się Mistrzostwa Polski Par
        Mikstowych. Impreza była bardzo udana. Wystartowało ponad 100 par, które
        grały najpierw 3 sesje eliminacji i 2 finału. W tym roku Zarząd
        zdecydował się “uatrakcyjnić imprezę”, organizując jednocześnie
        Mistrzostwa Par i Teamów. Niestety, okazało się, że był to kiepski
        pomysł. Mając do dyspozycji tylko 3 dni na obie imprezy, każda
        konkurencja obejmowała zaledwie po 3 sesje. Turniej par składał się
        z jednej sesji eliminacji, po czym tylko 16 par grało 2-sesyjny finał.
        Nic więc dziwnego, że spora grupa uczestników była rozczarowana i
        zaprotestowała przeciw takiej imprezie. Podzielam oburzenie uczestników.
        Nie ma teraz sensu wskazywać palcem winnych zaistniałej sytuacji. Jest
        to jednak nauczka, że nie można regulaminu mistrzostw odkładać na
        ostatnią chwilę ani nie warto zmieniać czegoś, co było dobre i się
        sprawdziło.
        Sprawa była omawiana
        na ostatnim posiedzeniu ZG. Aby uniknąć podobnej sytuacji, Komisja
        Regulaminów Sportowych powinna przygotować do końca roku wszystkie
        regulaminy imprez, które odbędą się w roku 2003. Przede wszystkim
        tych mistrzostw Polski, które będą jednocześnie eliminacjami do
        Otwartych Mistrzostw Europy w Menton (czerwiec 2003).
        Choć nie ulega wątpliwości,
        że tegoroczne Mistrzostwa Polski Par Mikstowych były imprezą nieudaną,
        to jednak liczba głosów krytycznych była dla mnie niemiłym
        zaskoczeniem. Skargi osobiste, siarczyste komentarze, oficjalne pisemne
        protesty. Nie przesadzę, jeśli stwierdzę, że za tę imprezę
        otrzymaliśmy więcej głosów krytycznych niż w sumie wszystkich
        pozytywnych za 2 lata działalności. Momentami miałem wrażenie, że
        niektóre osoby mają wręcz satysfakcję, że nastąpiła wpadka.
        W opinii wielu zawodników
        tegoroczne Mistrzostwa Świata w Montrealu były jak dotąd najsłabiej
        zorganizowaną imprezą tej rangi. Niemniej jednak, na ceremonii zamknięcia
        społeczni działacze otrzymali pamiątkowe dyplomy i gorące brawa od
        zawodników. Tam bowiem wiadomo, że miejscowi działacze poświęcili
        swój prywatny czas, często kosztem rodziny czy własnego wypoczynku,
        by zrobić coś dla innych. I to się tam ceni.
        U nas działalność
        związkowa uległa dużej przemianie. Praca w ZG to już nie żadne
        “konfiturki” (np. w ubiegłym roku część członków Zarządu nie
        otrzymywała nawet zwrotu kosztów podróży), a wyjazdy zagraniczne,
        kiedyś przedmiot wielu gorących dyskusji, dziś już praktycznie
        straciły na znaczeniu. I choć dla nas najważniejsi są zawodnicy, to
        jednak warto pamiętać, że jest tu zawsze jakieś “sprzężenie
        zwrotne”.
        O ile mogę zrozumieć,
        że działacze brydżowi długo jeszcze będą obiektem krytyki, w końcu
        sami chcą działać, to już naprawdę nie mogę zrozumieć ataków na
        członków komisji odwoławczych, czyli “Jury d’Appeal”. W skład
        takich komisji wchodzą z reguły znani zawodnicy, którzy mają również
        pojęcie o prawie brydżowym i potrafią umiejętnie je zastosować. Gdy
        po zakończonych rozgrywkach uczestnicy udają się na odpoczynek czy
        kolację, kilku zawodników zmienia się w działaczy. Poświęcając swój
        prywatny czas, angażują całą swą brydżową wiedzę i doświadczenie,
        by podjąć właściwą decyzję. Czasami ta zupełnie społeczna praca
        zajmuje im kilka godzin.
        W zamian, zamiast słów
        podziękowania, zdarza się, jak to miało miejsce na tegorocznych
        kongresach, że zostają publicznie skrytykowani i to za pomocą słów
        z rynsztoka. Niestety, jak się okazało, te osoby pozostały bezkarne,
        i to budzi moje oburzenie i zdecydowany protest.
        
        Przypominam wszystkim sędziom,
        że jesteśmy dyscypliną sportową. I tak jak w innych dyscyplinach każde
        nieparlamentarne słowo wobec sędziego, a nawet dwuznaczny gest
        powinien skutkować natychmiastowym wyrzuceniem zawodnika z boiska.
        (Oczywiście, taka ochrona obejmuje również członków Jury
        d’Appeal). Następnie informacja o takim fakcie powinna zostać
        przekazana do właściwego WGiD, który powinien nałożyć odpowiednie
        sankcje. Osobiście uważam, że za publicznie znieważanie członka
        Jury d’Appeal powinna obowiązywać automatyczna dyskwalifikacja, np.
        na pół roku, a w wypadku powtórzenia – usunięcie ze Związku.
        Choć jest to zawsze
        obowiązkiem sędziego, to ponownie apeluję o zdecydowane działanie w
        takich sytuacjach. Przypominam również, że zasada “Zero
        tolerancji” obowiązuje sędziów na wszystkich szczeblach zawodów.
        Rada Związku PZBS na
        spotkaniu w dniu 22 września 2002r. wybrała Przewodniczącego i Zastępcę
        Przewodniczącego Rady Związku. Zostali nimi: Włodzimierz Buze
        – Przewodniczący RZ (Prezes Mazowieckiego ZBS) i Józef Pochroń
        – Zastępca Przewodniczącego RZ (Prezes Pomorskiego ZBS).
        W imieniu własnym oraz
        ZG PZBS składam wybranym gratulacje i życzę owocnej pracy.
        (-)
        Radosław Kiełbasiński
        
        Prezes
        PZBS